Vikariat – zacznijmy walczyć o nasze przywileje.
Vikariat – zacznijmy walczyć o nasze przywileje. Prawo norweskie dopuszcza
możliwość nagrywania rozmów z pracodawcą bez obowiązku informowania go o tym
Pytasz jak wygląda życie na vikariacie. Mój rozmówca zaciąga się papierosem i
spogląda w okno. Niepewnie. Nic nie można zaplanować. Człowiek nie wie, gdzie
będzie jutro, czy będzie miał pracę, czy zapłaci za mieszkanie i czy będzie miał co do
garnka włożyć. Nie wie, gdzie będzie pracował, i – jeśli będzie to daleko – czy zwrócą
mu za dojazdy. Życie na vikariacie to jedna wielka niewiadoma. I musisz być w
ciągłej gotowości. Dzwonią do ciebie np. o 12.00 i mówią, że 30 km dalej masz się
stawić do pracy, ale…tylko na 4 godziny. I wtedy musisz jechać, bo jeżeli trzy razy
nie przyjmiesz zlecenia, nie dostaniesz później zasiłku z NAV. Zasiłku możesz też nie
dostać, jak pracodawca źle wypełni twoje dokumenty, a zdarza się to nagminnie. Tu
brak podpisu, tam niewyraźna pieczątka i nie masz pieniędzy na życie. Napisz
jeszcze, że agencje najchętniej zatrudniają nowych pracowników, bo starzy – wg
norweskiego prawa – po roku pracy powinni zostać zatrudnieni na stałe. Dla
pracodawcy to dodatkowe koszty. Dlatego doświadczeni pracownicy, którzy
mieszkają już w Norwegii, zostają na lodzie, a z Polski ściąga się nowych. Zresztą
nowi nie domagają się pieniędzy za nadgodziny, cieszą się, że przyjechali do
Norwegii. To też podoba się agencjom.
Oczywiście nie możemy generalizować, są też uczciwe agencje, które dbają o
pracowników, ale tych jest jak na lekarstwo.
Agencji pracy, zwanych potocznie „wypożyczalniami” już w samym Oslo jest
kilkadziesiąt. Łowcy głów zamienili się w wypożyczających. Podpisują intratne
kontrakty z norweskimi zleceniodawcami i poszukują pracowników. Na chwilę, tylko
do danego projektu. Zleceniodawca płaci np. 400 kr za godzinę, pracownik dostaje
bardzo często nawet nie połowę tej stawki. Resztę bierze pośrednik. Andrzej Kabat,
dodaje: „Pracujemy na nich, na ich biura. Nam zostają ochłapy. To, co robi trzech
Norwegów, Polak musi robić sam – w ten sposób agencje tną koszty. To przecież
niezgodne z przepisami BHP. Gdyby norweska Inspekcja Pracy kontrolowała
częściej w ogóle nie byłoby tylu nadużyć i takiego wyzysku. Ale nie kontrolują.” –
kończy swoją opowieść mój rozmówca.
O przyczynę braku kontroli z ramienia Arbeidstilsynet (norw. Inspekcja Pracy)
zapytałam Edith Stylo, polityka z ramienia partii Høyre, uznaną artystkę i właścicielkę
Galleri Stylo, która od wielu lat walczy o poprawę środowiska pracy.
„W związku z otwarciem granic przestępczość gospodarcza rozwinęła się tak szybko,
że Arbeidstilsynet nie nadąża kontrolować, nie mają po prostu pracowników.
Kontrolują dużych, a małymi firmami nie interesują się. I zawsze powiadamiają o
zbliżającej się inspekcji, a powinni przecież wybiórczo robić niezapowiedziane
kontrole.
W październiku tego roku wejdzie dopiero w życie prawo o karalności przestępczości
gospodarczej. Do tej pory układy w pracy opierały się na wzajemnym zaufaniu. I
zostało wykorzystane to przez szarą strefę. Pracodawcy wykorzystują luki w prawie.
A polscy pracownicy oczekują dyrektyw, zapominają, że w Norwegii liczy się
partnerstwo, praca zespołowa, aktywność, a nie malkontenctwo. Komunizm odebrał
Polakom zdolność samodzielnego myślenia, analizowania własnej sytuacji, ale
niesamodzielnym być nie można. I trzeba trzymać się razem, bo w masie siła.
Działajmy umiejętnie, przez związki zawodowe.” – mówi Stylo.
Jedynym norweskim związkiem zawodowym założonym przez Polaków i dla Polaków
jest Solidaritet Norge. O krótki komentarz poprosiłam zastępcę przewodniczącego
Związków, Wojciecha Rysia.
- Co powinni robić pracownicy, żeby w razie potrzeby wasze Związki Zawodowe
mogły skutecznie im pomóc?
Przede wszystkim nie czekać do ostatniej chwili, kiedy dostaną wypowiedzenie, kiedy
sytuacja rozegra się sama przy rozdaniu kart przez pracodawcę, bo wtedy my mamy
ograniczone możliwości działania. Reagować należy wcześniej i trzeba zbierać
dowody, gromadzić jak najwięcej dokumentacji. Należy kopiować maile, które
wymieniamy z pracodawcą, paski wypłaty, listy obecności, korespondencję,
fotografować stanowisko pracy, nic – jak to mówią „na gębę”. Poza tym absolutnie
nie podpisywać dokumentu, którego nie rozumiemy. Warto również wiedzieć, że
prawo norweskie dopuszcza możliwość nagrywania rozmów z pracodawcą bez
obowiązku informowania go o tym.
Dla członków naszych Związków Zawodowych świadczymy usługi doradcze, a kiedy
trzeba przeprowadzamy interwencję, albo zlecamy zajęcie się sprawą prawnikom.
Współpracujemy z dwoma renomowanymi kancelariami norweskimi i członkom
Solidaritet Norge gwarantujemy bezpłatne lub ze zniżką korzystanie z ich usług.
Jednak największa część sukcesu jest w rękach pracowników – im więcej
dokumentów, tym większa szansa powodzenia. Powtarzam i będę to powtarzał:
proszę zabezpieczyć materiał dowodowy!
Vikariat, czyli praca w zastępstwie kogoś, kogo nie ma wydaje się, że zmienia swoje
pierwotne znaczenie i służy nadużyciom. Walczmy o swoje – o prawa pracownicze i
prawa człowieka, bo nikt przecież za nas tego nie zrobi.
Moimi rozmówcami byli: Edith Stylo, Wojciech Ryś i Andrzej Kabat. Bardzo dziękuję.
Kinga Plisko